Główna » 2016 » Luty » 5 » Armenia z Karenem i Tatulem
7:06 PM
Armenia z Karenem i Tatulem
W Armenii w tym roku byłam już piąty raz, ale dopiero teraz po raz pierwszy ten kraj naprawdę mnie zauroczył, zaintrygował, wzbudził chęć, by go dogłębniej poznać. Wyłączna to zasługa Karena i Tatula, którzy pokazali mi swoją Armenię, snuli opowieści, gościnnie przyjęli, wzruszyli i zaintrygowali. Karen Shahumyan to prezes polsko-ormiańskiej organizacji, starającej się przyciągnąć Polaków do Armenii, a Tatul Haroutiunyan (Tadek) to były wojskowy, ranny podczas wojny w Karabachu, historyk, skarbnica wiedzy na temat obyczajów i dziejów Armenii. Wspaniale było mieć takich przewodników. Do dzisiaj wspominam ich opowieści i wracam do zorganizowanej przez nich wycieczki po Erewaniu. Co zobaczyliśmy? Kaskady Niezwykła budowla, która utkwiła mi najbardziej w pamięci z mojego pierwszego pobytu w Erewaniu. Powstała już w latach 70. XX w., obecnie za sprawą bogatego ormiańskiego sponsora przekształcono ją w centrum sztuki, którego zbiory są bezpłatnie udostępniane zwiedzającym. Taki warunek postawił biznesmen. Możemy więc zarówno w salach zlokalizowanych pod schodami, tarasach zewnętrznych, jak i na placu przed zobaczyć cenne rzeźby (których pilnują dzień i noc funkcjonariusze – nie dotykać!). Na górę prowadzą ruchome wewnętrzne schody, albo można wejść samodzielnie po stopniach zewnętrznych. Ja zrobiłam sobie pewnego dnia wycieczkę biegową na erewańskie Kaskady. Wbiegnięcie po dwa schodki na raz na samą górę jest dla mnie możliwe jedynie z trzema odpoczynkami :). Z Kaskad jest piękny widok na świętą dla Ormian górę – Ararat, z którą wiąże się ich tożsamość narodowa. Ironia losu jest taka, że znajduje się ona już po stronie Turcji, kraju, w którym w 1915 roku zginęło z rąk tureckich 1,5 miliona Ormian, co do dzisiaj jest wielką dla nich traumą i kwestią nie zamkniętą. Pomnik Matki – Armenii Ponad Kaskadami zobaczymy pomnik Matki-Armenii, która symbolizuje charakter narodowy mieszkańców kraju. Co przedstawia? Kobietę z mieczem trzymanym oburącz zwróconym w kierunku – oczywiście –Turcji. Gdy spojrzy się na pomnik pod odpowiednim kątem, miecz przypomina krzyż. To ponoć celowe działanie – w latach 60., w czasach sowieckich, Ormianie takiego psikusa zrobili nieświadomym niczego władzom. Wcześniej na tym miejscu stał pomnik Stalina, a Matka Ormiańska została przerobiona z tego wcześniejszego :) Matenadaran Miejsce, które trzeba obowiązkowo odwiedzić w Erewaniu, jeśli chce się zrozumieć charakter Ormian. Ich zamiłowanie do nauki, potrzebę wszechstronnego kształcenia dzieci i to, że w czasie wojen ratowali księgi raczej niż kosztowności. Armenia jako pierwszy kraj na świecie przyjęła chrześcijaństwo (w 301 r.), a wiek później mnich Mesrop Masztoc stworzył alfabet. Zdążył tuż przed rozpadem państwa i największymi najazdami. Słowo pisane pozwalało Ormianom zachować tożsamość w tak trudnych czasach. Co ciekawe, wiele dzieł innych narodów zachowało się jedynie w tłumaczeniu ormiańskim. Tłumaczyli także dzieła swoich najeźdźców... Obecny budynek Matenadaranu powstał w l. 40 i 50. XX i wygląda jak ogromny bunkier czy schron przeciwatomowy. Taką miał spełniać funkcję – chronić najcenniejsze manuskrypty przeniesione tutaj z Eczmiadzynu i zapisywane w testamencie przez Ormian, mieszkających za granicą. Pomieszczenia z tymi najcenniejszymi są wykute głęboko w skale zbocza, do którego budynek przylega. Przed wejściem zobaczymy pomnik Masztoca oraz innych mężów związanych z nauką. W całej Armenii pomniki stawia się raczej naukowcom, pisarzom, artystom niż królom i powstańcom. Genocyd i Muzeum Ludobójstwa W tym roku była obchodzona setna rocznica masakry Ormian, która miała miejsce na terenie Turcji. Zarządzono wysiedlenie ich na tereny Syrii. Zaczęła się wędrówka przez pustynię. Kobiety, dzieci i starcy umierali z pragnienia, głodu, wyczerpania i chorób. Upamiętnia to pomnik w parku Cicernakaberd: widoczny z dala obelisk o wysokości 44 m, podświetlony w nocy oraz krąg 12 granitowych bloków z płonącym w środku wiecznym ogniem - „ku pamięci”. Ormianie pamiętają cały czas, mimo że od wydarzeń minęło 100 lat i nie potrafią o tym mówić bez emocji. Szczególnie nie do zniesienia jest dla nich, że do dzisiaj Turcy tłumaczą te wydarzenia jako nieszczęśliwy wypadek - nadal nie uznali tego faktu za ludobójstwo. Wokół powoli wyrasta las pamięci – znane osobistości sadzą drzewka, jako wyraz wsparcia, ale także symbol odrodzenia i życia. To kolejne miejsce w Armenii, które nie jest zwykłym zabytkiem z listy tych do zaliczenia. To miejsce z duszą, które pozwala zrozumieć cały bagaż doświadczeń życiowych i sposób myślenia Ormian. Niezapomniane wrażenie pozostaje w pamięci, gdy o Genocydzie opowiadają przewodnicy - Ormianie. Muzeum Paradżanowa Niezwykła osobowość, skomplikowane koleje życia, ciekawa twórczość artystyczna. Siergiej Paradżanow urodził się w Tbilisi i wnętrze jest wierną kopią jego mieszkania w Tbilisi. Zaczynał od pracy reżyserskiej w czasach sowieckich, wkrótce mu jej zakazano, zajął się więc tworzeniem kolaży. Był wielokrotnie więziony, ale paradoksalnie to właśnie w więzieniu powstały jego najciekawsze dzieła. Kolaże tworzył z tego, co znalazł, również na śmietnikach. W muzeum obejrzymy jego prace oraz wiele zdjęć. Wyświetlany jest film „Barwy granatu” - bez słów, przesłanie jest zawarte jedynie w obrazie. Jest to na pewno postać, której warto się bliżej przyjrzeć. Katedra św. Grzegorza Oświeciciela Św. Grzegorz Oświeciciel przyczynił się do przyjęcia chrześcijaństwa w Armenii, nic więc dziwnego, że patronuje nowej katedrze, której konsekracja odbyła się w 2001 roku. Warto tu zajść w gorący dzień - dla ochłody i by wysłuchać pieśni, które sączą się z głośników. Wspólną mszę z ormiańskim katolikosem odprawił tu papież Jan Paweł II. Religia ormiańska i katolicka mają ze sobą wiele wspólnego, gdyż obydwa kościoły mają podobne poglądy na prawdy wiary. Co je różni? Między innymi data świąt Bożego Narodzenia - Ormianie starym zwyczajem świętują 6 stycznia. Księża mający na głowach nieco mroczne nakrycia, stoją podczas mszy tyłem do wiernych. Trwa ona 2,5 godziny. Towarzyszą jej piękne śpiewy w staroormiańskim języku. Generalnie wnętrza kościołów budowanych z wulkanicznego tufu są dość ciemne i pozbawione ozdób. Choć akurat katedra św. Grzegorza jest zupełnie inna: jasna i optymistyczna. Tatul opowiadał w niej o dotychczas kultywowanym w Armenii zwyczaju ofiarnego uboju zwierząt. Zazwyczaj przy świątyniach czy w monastyrach znajduje się specjalnie do tego przeznaczone miejsce. Mięso się piecze i częstuje nimi ludzi naokoło. Gdy był ranny na wojnie w Górskim Karabachu, taką ofiarę w intencji wyzdrowienia złożyła jego rodzina. Plac Republiki Budynki wokół placu zbudowane są z różowego tufu (Muzeum Historyczne, hotel Mariott, budynki rządowe). To ulubiony kolor Tamaniana, twórcy nowego miasta w latach 20 i 30. XX wieku (na placu przed Kaskadami zobaczymy pomnik architekta). Całe centrum Erewania pomiędzy Placem Republiki i Wolności (z Operą) to jego dzieło. Dopiero przyłączenie Armenii do Związku Radzieckiego i przyjazd do Erewania architekta Tamaniana uczyniło z miasta prawdziwą metropolię. Jego projekt to szerokie ulice i pasy zieleni oraz niewysokie budynki (ze względu na zagrożenie trzęsieniami ziemi). Wszystkie budynki wyższe są późniejsze. Jego ulubiony kolor to różowy, więc czasem Erewań nazywa się różowym miastem. Ale tak naprawdę tuf ma kilkadziesiąt odcieni, stąd czasami mozaikowe połączenia różnych kolorów. Kamień ten jest bardzo lekki, a jednocześnie bardzo trwały. Latem w domach z tufu jest chłodno, zimą trzyma temperaturę. Jest przewiewny i odporny na wilgoć. Cały Erewań zbudowany jest z niego. Wernisaż Między ulicami Arama i Buzand z boku Placu Republiki ciągnie się wspaniały bazar z pamiątkami. Kupimy tam wszystko: obrazy, instrumenty, wyroby z granatów, ormiańskie tradycyjne czapki, portfele i saszetki...W weekendy plac tętni życiem, w ciągu tygodnia stoisk jest mniej. W każdym razie trzeba się przygotować, że wyda się tu dużo pieniędzy. Bazar owocowo-warzywny Dzięki Karenowi i zorganizowanej przez niego wycieczce wreszcie udało mi się zlokalizować bazar z prawdziwego zdarzenia. Znajdziecie tam owoce, warzywa, przyprawy, sery, chleb, którymi wszędzie częstowano. Obiad z głowy! Najbardziej jednak zachwycają owoce suszone pięknie zapakowane na wynos. Prawdziwa sztuka! Zresztą najpiękniejsze zestawy były na stoisku malarki. Oczywiście Erewań to nie tylko miejsca, które zobaczyliśmy podczas tej jednodniowej wycieczki. Warto także podejść do kościoła Katogike, jedynego zachowanego z dawnych wieków zabytku w Erewaniu. Pochodzi z XIII w. i trudno w to uwierzyć, ale planowano jego wyburzenie. Odpocząć od upału można nad Jeziorem Łabędzim w pobliżu Opery. Warty odwiedzin jest także błękitny meczet irański, choć spacer do niego to już niezłe wyzwanie. Ja planuję następnym razem odwiedziny w Muzeum Sztuki Dzieci, gdzie wystawianymi dziełami są prace najmłodszych. Inne miejsca poza Erewaniem, które polecam: Jezioro Sewan Gdy już będziecie mieli dość upałów, pojedźcie nad jezioro Sewan. Armenia nie ma dostępu do morza, więc bywa ono czasami nazywane Morzem Armeńskim. Jest podobnie jak morze ogromne. Szczególnie to widać, jak wyjdziemy ponad klasztor Sewanawank, malowniczo wznoszący się na wzgórzu ponad jeziorem. Warto porzucić tłumy tłoczące się wokół stoisk i restauracji dookoła parkingu i wykonać wysiłek polegający na wspięciu się po schodkach na górę. Tam już ludzi jest mniej, a za to czekają na nas dwa przepięknie kościoły zbudowane z czarnego tufu. Na dziedzińcu jednego z nich odnajdziemy zestaw najpiękniejszych chaczkarów, jakie w Armenii widziałam. To kamienne krzyże zdobione motywami geometrycznymi i roślinnymi. Wymyślne sploty, kręte konary, gęste listowia, inskrypcje w języku „grabar”, starożytnej odmianie języka ormiańskiego, używanego do dzisiaj w liturgii - mimo bogactwa ornamentyki każdy z nich jest harmonijnie skomponowany. Trudno znaleźć dwa takie same. Z kolei w każdym miejscu na świecie, gdzie są Ormianie na świecie, tam są ich krzyże. W Polsce przynajmniej w pięciu punktach. Pięknie mówił o nich Karen: „Krzyż ormiański jest kwitnący, nie jest zamknięty. To symbolizuje życie, jego ciągłe odradzanie się, mimo przeciwności losu.” Klasztor Sewanawank znajdował się kiedyś na wyspie, obecnie to półwysep, który powstał w wyniku eksperymentów hydrologicznych czasów sowieckich. Spadek poziomu wody na szczęście udało się zahamować. Dzisiaj to ulubione miejsce relaksu i wypoczynku Erewańczyków i okolicznych mieszkańców. Dojedziemy tu licznymi marszrutkami. Jest kilka plaż, można się przepłynąć stateczkiem, pojeździć na skuterze wodnym, załapać na szaszłyka przyrządzanego przez rodziny Ormian. Trzeba tylko mocno chronić się przed słońcem, wybierając się na całodniową wycieczkę, bo jezioro znajduje się na znacznej wysokości i mocno tu operuje słońce. Można się naprawdę nieźle spalić. Garni Twierdza Garni, a właściwie świątynia z czasów starożytnych poświęcona bogu słońca Mitrze, to nietypowy zabytek jak na Armenię, pełną głównie chrześcijańskich klasztorów zagubionych w górach. Bardzo lubię to miejsce. Twierdza wybudowana w I w n.e. za panowania króla Tiridatesa, w czasach największej świetności państwa ormiańskiego, otoczona jest murami obronnymi. Wchodzi się na jej teren przez bramę, robi parę kroków i nagle ją widać: budynek z ogromną kolumnadą. Ma się wrażenie, jakbyśmy przenieśli się do Grecji. Z głośników sączy się łagodna muzyka, gdy oglądamy pozostałości królewskiego pałacu z zachowanymi freskami oraz fundamenty kościoła wybudowanego już znacznie później, bo w VII wieku. Ale najpiękniejsze jest położenie tego miejsca – z lewej strony w dół opadają ściany wąwozu Garni. Nie ograniczajmy się jedynie do podziwiania widoków z góry. Tuż za straganami przed murami zaczyna się droga w dół, która prowadzi początkowo dość stromym zejściem wzdłuż rzeki Azat poprzez kanion. Dopiero gdy dotrzemy na dół, widać, jak ciekawie wyglądają ściany skalne po obu stronach – czasami nazywa się je „organami” albo „symfonią”. Najciekawsze formacje są u wylotu, niedaleko niedawno odnowionego średniowiecznego mostu. Eczmiadzyn Zaledwie 20 km od Erewania znajduje się miejsce, które świętością dorównuje Araratowi – jest to siedziba ormiańskich papieży, kiedyś również centrum polityczne. Najważniejsza w kompleksie jest katedra. Budowę pierwszej świątyni rozpoczęto w tym miejscu zaraz po przyjęciu chrześcijaństwa przez Armenię, tj. ok. 301 r. n.e. Św. Grzegorz Oświeciciel, po tym jak już uzdrowił króla Tirydatesa III i ten postanowił ustanowić chrześcijaństwo religią państwową, miał widzenie: zstępujący Zbawiciel z anielskimi zastępami uderzył w ziemię złotym młotem, w wyniku czego z ziemi wyrosła ognista kolumna, z której powstała świątynia z kopułą. Miejsce wskazane to te, na którym stoi katedra. Obecny budynek pochodzi z V w n.e. W XVII wieku dobudowano jedynie dzwonnicę o pięknych zdobieniach i konstrukcji. W katedralnym skarbcu są przechowywane wyjątkowe pamiątki: fragment arki przymierza, który osiadł na górze Ararat (Ormianie wywodzą swój ród od Hajka, prawnuka Noego), kawałek drewna z krzyża pańskiego, resztki ciał licznych świętych mężów, grot włóczni, która przebiła bok Chrystusa (według badań autentyczny, ale inne są też w Rzymie, Wiedniu i Krakowie). Jeśli mamy szczęście, trafimy na nabożeństwo – niezwykłe duchowe przeżycie, bo głównie śpiewane. Wcale nie tak rzadko zdarzają się także uroczystości, gdy składa się ofiary ze zwierząt: gołębi, kur, kogutów, bogatszych stać na barany. Wtedy piecze się szaszłyki i częstuje wszystkich naokoło. Uroczystości ślubne czy chrzest nie obejdą się bez poczęstunku – choćby cukierkami. Tatew Główną atrakcją wycieczki do monastyru Tatew jest nowa gondola wybudowana przez Szwajcarów - najdłuższa na świecie (5750 m), wpisana do księgi rekordów Guinessa. W najwyższym punkcie jest zawieszona ponad 320 metrów ponad ziemią. Nie prowadzi na szczyt góry, jedynie łączy dwa brzegi wąwozu. Skąd nazwa Tatew? W tłumaczeniu to „Daj skrzydła!” Legenda mówi, że główny budowniczy rzucił się z kopuły głównego kościoła w przepaść, wzywając pomocy bożej. Skrzydła zostały mu dane. Dzięki nim odleciał do Konstantynopola, gdzie zamieszkał. Kolejka została wybudowana w celu rewitalizacji kompleksu klasztornego, który dawniej był centrum intelektualnym Armenii. Na najważniejszym uniwersytecie południowego Kaukazu, gdzie wykładali uczony Owanes Worotency i Grigor Tatewaci, nauczano malarstwa, muzyki, kaligrafii, a także astronomii, filozofii, architektury, literatury czy fizyki. Niestety, miejsce to było celem najazdów, a największe zniszczenia poczyniło trzęsienie ziemi sprzed ponad 100 lat. Obecnie klasztor jest odnawiamy ze środków darczyńców oraz części zysków, które pochodzą z kolejki. Do klasztoru można także dojść pieszo, ale ponieważ według przysłowia ormiańskiego „gość, który przyszedł o własnych nogach nie zdobędzie szacunku”, lepiej choć raz przyjechać do Tatewu kolejką. Będziemy mieli możliwość zobaczenia z góry dawnych zabudowań pustelni i wiosek, przynależących do klasztoru oraz niezwykły twór – naturalny skalny most nad rzeką Worotan. Gdy już dotrzemy do klasztoru, koniecznie trzeba odwiedzić odnowioną olejarnię. Jeśli resztę pomieszczeń uda się tak samo odrestaurować i stworzyć podobne multimedialne ekspozycje, to całość będzie prezentować się niezwykle ciekawie. Obecnie jednak Tatew wypada nieco blado i szaro, jak jego mury. To, na co warto zwrócić uwagę, to Gazawan – kołysząca się kolumna. Ośmiometrowy słup ma cudowne właściwości: ostrzegał przed trzęsieniami ziemi i zbliżaniem się obcych wojsk odchyleniem od pionu. Sam nienaruszony przetrwał trzęsienie ziemi. Podczas jednego z najazdów arabskich, próbowano go obalić zaprzęgając do tego dziesięć par bawołów. Postronki pękły, zwierzęta runęły w przepaść, a słup jak stał, tak stoi, choć dzisiaj opasany metalowymi obręczami. Nikt nie potrafi do końca wyjaśnić jednoznacznie mechanizmu, który powoduje, że wraca do pionu. Niektórzy twierdzą, że u jego podstawy znajdują się kuleczki rtęci, inni, że zainstalowano podczas budowy rozwiązanie podobne do jabłka w kolanie. Norawank To mój ulubiony klasztor w Armenii. Zazwyczaj docieramy do niego po południu, gdy najpiękniej jest oświetlony słońcem wiszącym już nisko ponad horyzontem. Wtedy skały naokoło nabierają niesamowitej pomarańczowej barwy. Okolica jest przepiękna i cieszę się, gdy mam czas na to, by podejść ponad klasztor i spojrzeć na niego z góry. Najbardziej niezmiennie za każdym razem podziwiam architekturę Burtelaszu, świątyni stojącej w centrum kompleksu. Jest dwupiętrowa, a na drugi poziom kościoła prowadzą niezwykle wąskie schody, które z daleka wyglądają jak zwykła ozdoba architektoniczna. Techniki wchodzenia i schodzenia bywają różne... Świątynia jest dziełem architekta Momika, cenionego mistrza: kaligrafa, miniaturzysty, rzeźbiarza, budowniczego, biegłego w grece i zgłębianiu wiary, znanego twórcy chaczkarów. Według legendy jako 70-letni starzec zakochał się do szaleństwa w córce księcia sjunickiego i poprosił o jej rękę. Książę nie chcąc obrazić artysty odmową, wymyślił fortel. Pozwoli się pobrać parze, jeśli Momik własnoręcznie, bez pomocy innych, wybuduje w trzy lata świątynię. Okazało się, że Momik mocno zmotywowany przystąpił do pracy i pod koniec trzeciego roku budowy świątynia stała już prawie gotowa. Wtedy jednak książę posłał parobka, by ten strącił mistrza z kopuły. Grób Momika tuż przy ścianie świątyni oznaczony jest ostatnim ociosanym przez mistrza kamieniem. Dodano napis: „Niechaj Bóg ma w swojej pamięci Momika i udzieli łaski jego duszy”. Pan Bóg stwarzając świat, przesiewał dobrą ziemię w jedno miejsce, a kamienie odsypywał w inne. Ponieważ Ormianie nie zgłosili się na czas po odbiór swojego kawałka, został im tylko ten najmniej urodzajny, za to z bogactwem - oprócz kamieni - także różnych minerałów. Armenia to zdecydowanie kraj kamieni, wymagający dla zwiedzających turystów. Przejazdy w niedalekie kilometrowo miejsca ciągną się godzinami, jest gorąco, pusto, naokoło ciągną się suche góry. Jedynie Kotlina Araracka z widokiem na Ararat cieszy oczy zielenią (Ararat leży jedynie 30 km od granicy, ale już po stronie tureckiej). Po ostatnim moim pobycie w Armenii poczułam, że zaczynam wreszcie rozumieć ten surowy kraj, jego zwyczaje, historię i ludzi. W powyższym opracowaniu wymieniłam niewiele miejsc, tylko tyle na razie w Armenii poznałam. Jeszcze dużo czeka na odkrycie. Ciągnie mnie do nich i kto wie, czy za rok nie uda mi się zorganizować kolejnego wyjazdu do Armenii, by wreszcie do nich dotrzeć. Kamila Gruszka
Wyświetleń: 453 | Dodał: ArmPol | Tagi: i.html, http://www.barswiat.pl/armenia-z-ka, 3508 | Rating: 0.0/0
Liczba wszystkich komentarzy: 0
Imię *:
Email *:
Kod *:
Formularz logowania
Kalendarz
«  Luty 2016  »
PnWtŚrCzwPtSobNie
1234567
891011121314
15161718192021
22232425262728
29
Nasza sonda
Oceń moją witrynę
Suma odpowiedzi: 14
Waluta -Dram (AMD)
Przyjaciele witryny
Statystyki

Ogółem online: 1
Gości: 1
Użytkowników: 0